Wiersze na konkurs tłumaczeń T. Różewicza

z tomu Wyjście

słowa

słowa zostały zużyte
przeżute jak guma do żucia
przez młode piękne usta
zamienione w białą
bańkę balonik

osłabione przez polityków
służą do wybielania
zębów
do płukania jamy
ustnej

za mojego dzieciństwa
można było słowo
przyłożyć do rany
można było podarować
osobie kochanej

teraz osłabione
owinięte w gazetę
jeszcze trują cuchną
jeszcze ranią

ukryte w głowach
ukryte w sercach
ukryte pod sukniami
młodych kobiet
ukryte w świętych księgach
wybuchają
zabijają

2004

taki to mistrz

budzi się
rozgląda dokoła
z rzeczy świata tego
powinno coś zostać
ale co?

odfrunęły anioły

Trochę pijany
snem winem
napojony żółcią
i octem
stary poeta
usiłuje sobie przypomnieć
co miało pozostać
z rzeczy tego świata

poezja i miłość
a może poezja i dobroć
bezzębny przeżuwa słowa
dobroć chyba dobroć
i piękno?
a może miłosierdzie?

oddala się
żeby lepiej zobaczyć Warszawę

Tamta była piękna i zła
jej „siostra” dobra i brzydka

taki to mistrz
co gra choć odpycha
zaciemnia aby wyjaśniać

zamyka oczy widzi stopy dwie
gwoździem przebite

te odlatują z planety

serce podchodzi do gardła

w roku 1945
w październiku
wyszedłem z podziemia

zacząłem oddychać

słowo za słowem
odzyskiwałem mowę

zdawało mi się
że „Wszystko” układa się
dobrze
nie tylko w mojej głowie
ale na świecie
w domu w ojczyźnie

razem z Przybosiem szukałem
miejsca na ziemi
razem ze Staffem zacząłem
odbudowę od dymu
z komina
razem z profesorem Kotarbińskim
głosowałem „3 x tak”

studiowałem na proseminarium
profesora Ingardena
wstęp do teorii poznania
Hume pomagał mi
w uporządkowaniu myśli

referendum zostało sfałszowane

odbudowa świątyni
postępowała zgodnie
z planem i marzeniami
Bóg zostawił mnie w spokoju
rób co chcesz jesteś dorosły
powiedział
nie trzymaj mnie za rękę
nie zwracaj się do mnie
z każdym drobiazgiem
mam na głowie dwa miliardy ludzi
za chwilę będę miał dziesięć miliardów
pomogłem Ci w roku 1935
przy rozwiązywaniu równań
z jedną niewiadomą powiedział Bóg
z płonącego krzaka
który zamienił się w popiół

wiek XXI skradał się jak złodziej

moja głowa
rozleciała się na cztery strony świata
na ścianie zobaczyłem
napis Mane Tekel Fares
w Babilonie nóż na gardle człowieka

wieczny powrót…

Nietzsche jest znów modny
wraca do Niemiec (i do Polski)
drogą okrężną
przez Paryż
w kostiumie francuskiego filozofa
rumuńskiego pochodzenia

Zaratustra z okolic Naumburga
trochę polski szlachcic
trochę Übermensch

pyta siebie
matkę
siostrę

dlaczego jestem taki mądry
odważny jedyny ukrzyżowany

najlepiej nie myśl o tym
radzi mama
zajmuj się swoimi Grekami
albo coś skomponuj

Siostra „liebes Lama”
właśnie wróciła z Ameryki Południowej
jest trochę zaniepokojona ale dumna
że brat trzyma się prosto
i ma wygląd żołnierza (fast)

„auch Magen und Unterleib in Ordnung“

Frycek wyszedł na dworzec kolejowy
z kwiatami ale bez tej wielkiej szabli
z którą wybrał się do fotografa
i na wojnę (w roli „łapiducha”)

potem jak przystoi orłowi
szukał gniazda na szczytach
w Genui i okolicach
„sono contento”
pisał do domu

poczciwi mieszkańcy Genui
nazywają go „il piccolo santo”
„il santo”
pożegnał z żalem
ideę wiecznego powrotu
gotuje sobie risotto maccaroni
(bez cebuli i czosnku)
karczochy z jajkami i pomidory
dieta jest istotą filozofii
to co się zjada wydala się
w formie myśli
„die ewige Wiederkunft”

pytał Mamę co jedzą
„zwykli” „prości” ludzie
co je nasza biedota

„samotny Nietsche”
nie znał „prostych” ludzi
nie stykał się z biedotą

nasi ludzie
mój Frycku
jedzą od rana do nocy kartofle
tłuste mięso
świninę
zalewają sznapsem
piją lurę
którą nazywają kawą

ach! Mamo
i tak w koło wieprzowinę
kartofle lurę
kapustę kiszoną?

tak mało znam nasz lud
jadałem zawsze w samotności

ale wszystkiemu winni są
przywódcy Socjaldemokracji
Mamo…
mężczyzna powinien
być hodowany na żołnierza
kobieta na żonę żołnierza

ze łzami w oczach
rozstał się z ideą
wiecznego powrotu
zrozumiał
że wieczne powroty do Naumburga
to nic ciekawego

i klimat „nie ten” i kuchnia
i sąsiedzi
i siostra Lama i mama
choć kochana
no i ciotki!
czy orzeł może mieć ciotki?
nawet jeśli są dobre i czułe

„das Meer liegt bleich
und glänzend da
es kann nicht reden“

 

 

co zobaczył Akwinata

Notatka na marginesie
artykułu ks. Tadeusza Bartosia
„Przedziwny świat
Tomasza z Akwenu”

6 grudnia 1273 roku
podczas mszy doznaje przeżycia
które sprawia, że nie chce już pisać
„Nie mogę już więcej pisać,
widziałem rzeczy, przy których
wszystkie moje pisma są jak słoma”

Co zobaczył Akwinata?
„widziałem rzeczy” powiedział
i przestał rozmawiać

jakie rzeczy?

Akwinata nie rozumiał
kobiet dzieci i sztuki
− tak mówią − może się bał
może nie chciał zrozumieć

„widziałem rzeczy”

może zobaczył kobietę anioła
która rodzi dziecko
boga i odkupiciela

może zobaczył Boga
Ojca i Matkę

a może zobaczył kapłana
kobietę
który uśmiechał się
do niego zalotnie

a może zobaczył swoje
poczęcie i narodziny

i zrozumiał że kobieta
nie jest błędem natury
ale jest samą naturą

przez Arystotelesa czuję
pewien związek niezbyt jasny
z Tym Ojcem Kościoła

imponuje mi waga
jego ciała ducha i rozumu

przypomina mi fizycznie
doktora Marcina Lutra

ten gatunek hipopotamów
przywrócił Kościołowi ciężar

Widzę ich ogromne ciała
które zanurzają się
w żywej wodzie
wiary nadziei i miłości

31 stycznia 2003 r.

na oczy Nieznajomej

cóż to za oczy
zasnute cieniem
nieprzytomne
obudzone czujne
zasnute snem
wszystko jest w tym spojrzeniu
skryte półmrok i tajemnica
płci i pulsujące w białej
szyi stłumione krzyki
i westchnienie

siedzimy obok siebie
rośnie oddalenie i uśmiech
co ginie po drodze do mnie
trochę niedbały (śmieszny staruszek)
roztargniony (zgubił okulary)
pisze wierszyki
ale ja jestem starym
łowcą motyli
i puchów marnych
już jako dziecko i młodzieniec
miałem na opuszkach palców
pyłek z błękitnych skrzydełek
wiecznie kobiecego

złowiłem twój uśmiech
trochę rozbawiony
i spojrzenie
jak lodu odprysk
jak żelazo
rozpalone do białości

wiem jesteś jak polne kwiaty
mojej anielskiej młodości
bławatki chabry
odpływa z nami
dalekie pole
zamknięte oczy

z tomu zawsze fragment

W świetle lamp filujących

w świetle lamp filujących
świat wyglądał inaczej

twarze żywych umarłych
i śpiących
twarze odwrócone

młode głowy ku sobie
skłonione

w świetle lamp kopcących
człowiek był zadomowiony
mocniej w radości
głębiej w trosce
cienie rozchwiane
odchodziły wracały rosły
słowa były cieplejsze
cichsze
dom kołysał się
odpływał z trumną i kołyską

w świetle lamp filujących
nieskończoność była skończona
czas był uchwytny
przestrzeń zamknięta
w czterech ścianach
wystarczyło zamknąć oczy
aby znaleźć się

w czwartym wymiarze
wystarczyło otworzyć drzwi
żeby znaleźć się
w drodze do Emaus
spotkać Jezusa żywego
który jeszcze nie rozpoznany
jadł rybę pieczoną
chleb plaster miodu

życie przeżywa się
idąc spotykając

w świetle lamp naftowych
kiedy nakręcano zegary
pojawiły się na ścianie znaki
poezja rysowana Bruna
„Mane − Tekel – Fares”

o tych lampach
prawie wszystko wiedział
poeta z Drohobycza
„prawie”
bo wszystkiego
nikt nie wie
ani o swoich narodzinach
ani o śmierci

kiedy myślę o nim
i jego księdze
widzę go
w świetle lampy kopcącej
z rosnącym cieniem
przestrzelonej głowy
na ścianie

klocek

W Śmiełowie

Ciastosia parzy kawę
której zapach boski
snuje się po domu
państwa Kostołowskich

z dębu Mickiewicza
został klocek

klocek

z którego wyrasta
za oknem dąb
mchami brodaty
włożywszy pięć wieków
na swój kark garbaty

zamykam oczy
słyszę skrzyp drewnianej podłogi
to do pana Mühla
skrada się nocą
Pani Konstancya

uśmiecham się
broń Boże nie myślę
nic złego
potem… chciał Adam
wejść do stanu duchownego

z dębu został klocek
trzymam go na dłoni
za oknem szumi dąb zielony

to żyje wielki Baublis
w którego ogromie
wiekami wydrążonym
jakby w dobrym domie
dwunastu ludzi
mogło wieczerzać za stołem

oddaję klocek
zamykam dłoń
wychodzę

drogę mi przebiegł
kot uczony
spada liście z drzewa
i czasu zasłony

z tomu szara strefa

budzik

jak ciężko jest być
pasterzem umarłych

co rusz
żywi proszą
abym napisał „coś” „drobiazg”
o kimś kto umarł
odszedł zasnął
spoczywa

a ja jestem ten co pisze żyje
żyje i znów pisze

niech umarli grzebią swoich umarłych

słucham „tykania” zegara
to jest stary budzik
wyprodukowany w Chinach
(Shanghai − China)
jeszcze za życia Wielkiego Sternika
który pozwolił kwitnąć stu kwiatom
i sto szkół artystycznych wezwał
do współzawodnictwa
potem była rewolucja kulturalna

mój budzik jest jak traktor
trzeba go „kłonicą nakręcać”
(pamiętacie to powiedzonko polskich

kołtunów pseudointeligentów ekonomów
„gówno chłopu nie zegarek
bo go będzie kłonicą nakręcał”
chłopi już zapomnieli… ale „poeta pamięta”)
nakręcam go jak Gerwazy
budzik budzi mnie o piątej
jest niezawodny
to stary chińczyk który kiwał głową
na wystawie sklepu kolonialnego
nad blaszanym pudełkiem herbaty
budzik kilka razy
do roku budzi mnie
i przypomina że mam
gdzieś jechać lecieć gdzieś
na północ na południe
na zachód na wschód
albo że mam wstać o świcie
i skończyć jakiś „wiersz”
hundert Blumen blühen
(czerwoną książeczkę
Przewodniczącego Mao
kupiłem w Monachium
z przedmową Lin Biao)

ja poeta – pasterz życia
zostałem pasterzem umarłych

Zbyt długo pasłem się na łąkach
Waszych cmentarzy Umarli
odejdźcie zostawcie mnie
w spokoju

to jest sprawa między żywymi

Tajemnica filozofa

„ich werde von Zeit zu Zeit
zum Tier − da kann ich
an nichts denken als an
Essen, Trinken, Schlafen
Furchtbar!“

wyznał to
w swoich tajnych dziennikach
filozof

teraz egzegeci wydawcy
handlarze żywym towarem krewni
sprzedali
człowieka

zemściło się jego
słynne twierdzenie
(domniemanie?)

„Wovon man nicht sprechen kann
darüber muß man schweigen“

powiedzenie równie popularne i rozmyte
jak uśmiech Giocondy
jak język który pokazał
Albert Einstein dziennikarzom

„5 września 1914 roku
leżę na słomie − na ziemi −

czytam i piszę
na małym drewnianym kuferku
(preis 2,50 kronen)”
pisał filozof
„dziś znów się o…”

tak mi ciężko − pisał filozof
Boże zmiłuj się nade mną
jestem robakiem
ale z pomocą Bożą zostanę
człowiekiem
i pisał
że musi sobie odebrać życie

piekielne przeżywam męki

Boże niech ten kielich
mnie ominie
myśl zasnęła w głowie
pisał
filozof
potem pisał że się boi

a teraz źli ludzie
sprzedali filozofa
i jego wielką tajemnicę
że się o…
jak chłopiec albo rekrut
jak milion sto milionów chłopców
to wszystko jest straszne i śmieszne
jak tygrys w cyrku
albo małpka która onanizuje się
w ogrodzie zoo

na oczach
swoich wielkich braci
z ginącego gatunku
„Homo sapiens”

ochotnik Wittgenstein
służył na stateczku „Goplana”
stateczek ten pływał jeszcze
między Krakowem i Sandomierzem
po drugiej wojnie światowej
kiedy byłem studentem
a może mi się to tylko śniło?
„Goplana” z wielkim kołem łopatkowym

Der Wachtschiff „Goplana”

In Krakau

Trakl vor wenigen Tagen
gestorben ist

poemat z tomu Wyjście

tempus fugit

(opowieść)

Mroźną mieliśmy podróż
Toż to najgorsza w roku pora
na wędrowanie, na tak daleką wędrówkę
Ogniska nocne gasnące, bezdomność
te miasta wrogie, grody nieprzyjazne,
te wioski brudne a drożące się…
„czyli nas wiodła tak daleka droga
po Narodziny, czy po Śmierć?”

pustelnia brata Ryszarda
położona na wysokościach
czwartego piętra
wykuta jest w stoku Góry Betonowej
za oknem Stepy Akermańskie
tysiące domowych ognisk
zapala się i gaśnie

pustelnia brata Ryszarda
jest niedostępna dla bałwanów
pewnego
gatunku literatów „artystek”

przed końcem świata
pielgrzymuję z bratem Piotrem
na Akermańską Górę
mors certa hora incerta

w tym roku wędrowali z nami
Kacper Melchior i Baltazar
ale drogi nasze rozeszły się
na ulicy Bonifacego (papieża?)

…mijamy Kaukaską pozdrawiamy
Prometeusza
błądzimy w labiryncie ulic
wreszcie jesteśmy na miejscu
magicznym
(wszystkie miejsca w tym kraju są magiczne)

w koszu mechanicznym
wciąga nas energia niewidzialna
na siódme piętro
opuszczamy się na czwarte
w między-czasie siła fatalna
przerobiła nas − zjadaczy chleba
w anioły („lewe” − oczywiście!)

często w naszej wędrówce
błądzimy
często siła nieczysta strąca
nas na parter
do piwnicy a nawet do pralni
pytamy tubylców
o pustelnię starca
Zosimy „taki tu nie mieszka”
odpowiadają nam mazurząc
a czy pan pani nie wiedzą
na którym piętrze mieszka
Profesor Ryszard Przybylski
patrzą na nas i mówią
że „o takim nie słyszeli”

po jakimś czasie stoimy

przed kratą

krata unosi się i już siedzimy
w celi śmierci nr 20
która jest (jak plaster miodu)
ulepiona z tysięcy książek
uśmiechamy się milczymy
nie-wymownie

Ryszard podnosi do ucha
trąbkę dłoni mówcie głośniej
od wczoraj nie-dosłyszę

wymieniamy kilka zdawkowych
słów na temat aniołów
które jako „byty subtelne” wcieliły
się w obrazy mistrza Jerzego z Krakowa
kilka takich subtelnych bytów
otacza głowę brata Ryszarda
kiedy śpi snem nie-spokojnym

przespałeś bracie narodziny
nowego Anioła Stróża
Świętego Anioła Polski
widzę zdziwienie nie-dowierzanie
na twarzy Ryszarda
jest już projekt pomnika
fundacja nominacja jurorzy
stała się cisza jak makiem zasiał

Anioły
strącone
są podobne
do płatków sadzy
do liczydeł
do gołąbków nadziewanych
czarnym ryżem
są też podobne do gradu
pomalowanego na czerwono
do niebieskiego ognia
z żółtym językiem

anioły strącone
są podobne
do mrówek
do księżyców które wciskają się
za zielone paznokcie umarłych

anioły w raju
są podobne do wewnętrznej strony uda
niedojrzałej dziewczynki

są jak gwiazdy
świecą w miejscach wstydliwych
są czyste jak trójkąty i koła
mają w środku
ciszę

strącone anioły
są jak otwarte okna kostnicy
jak krowie oczy
jak ptasie szkielety
jak spadające samoloty
jak muchy na płucach padłych żołnierzy
jak struny jesiennego deszczu
co łączą usta z odlotem ptaków

milion aniołów
wędruje
po dłoniach kobiety

są pozbawione pępka
piszą na maszynach do szycia
długie poematy w formie
białego żagla

ich ciała można szczepić
na pniu oliwki

śpią na suficie
spadają kropla po kropli

W celi nr 20
jestem najstarszym skazańcem
siedzę już 83 lata (podobnie
jak wszyscy żywi skazany jestem
na dożywocie) − bez widoków na
życie wieczne patrzę w sufit

Ryszard i Piotr milczą
ile masz lat Rysiu? zagajam
Piotr też ma swoje lata
pewnie przekroczył sześć-dziesiątkę?
mam 69 mówi Piotr
69 to liczba magiczna
a nawet erotyczna
figura

Piotr używa komórki maila kompiutera i wirusa
on jeden umie prowadzić
samo-chód
a także teatr Poza
(poza czym Piotrze?) Piotr mówi z troską
że Hoene-Wroński sprzedał jakiemuś Francuzowi
Absolut

patrzę na grzbiety
książek (Mandelsztam Levinas…)

powoli otwiera się książka
za książką
Piotr mówi do Ryszarda
„wiesz, Tadeusz powiedział mi dzisiaj
− w zaufaniu − że teoria Kopernika
była szkodliwa nie tylko dla
kościoła, ludzie
żyli na płaskiej nieruchomej Ziemi
i byli szczęśliwi
wystarczy jeśli o obrotach ciał niebieskich
wie wybrana grupa… kapłanów i polityków”
Tu wtrąciłem
proszę nie mów o tym ani Marysi
ani Hani ani Joli ani Ani… dla mnie
Ziemia była i jest centrum Kosmosu
człowiek jest jedynym stworzeniem
które stworzyło Boga który stworzył
człowieka

Ryszard przyłożył trąbkę do ucha
i wyszeptał

„mnich który liczył ziarnka zjedzonej
w ciągu dnia fasoli, chociaż marzył o tym,
aby stać się już teraz aniołem,
w głębi serca przejęty był swoim ciałem”
poruszyłem się niespokojnie
we Vrsackiej elegii pisanej dla
zmarłego poety Vasco Popy powiedziałem
„chodźmy na obiad lubię fasolową zupę”

ale Vasco umarł
a Jugosławia została rozebrana
ikonom prawo-sławnym
jeszcze raz wyłupiono oczy
na Kosowym Polu
bób i fasola to moje ulubione
ziarna nie-jedną miskę bobu
zjadłem z Mistrzem Jerzym
…fasolka po bretońsku… przysmak
naszej młodości…
młodości podaj mi skrzydła
a nad martwym wzlecę światem
razem młodzi przyjaciele!

Ryszard i Piotr spojrzeli
po sobie i na mnie
ja to on to ty ty to ja (odbiło mi się Levinasem!)
zacząłem rozmawiać z Rysiem
o Mandelsztamie i pani Nadieżdie
o Annie Achmatowej o obozie
przejściowym Wtoraja Rieczka
dosiadłem mojego konika
mówiłem o Dostojewskim
o uniewinnieniu Wiery Zasulicz
o Placu Siemionowskim
i o tym że byłem w zeszłym
roku w twierdzy „Orzeszek”
w celi Waleriana Łukasińskiego

na stole zjawiło się czerwone wino
chleb ser poprosiłem o wodę
in vino veritas in aqua sanitas
w winie prawda w wodzie zdrowie

zacząłem atakować Levinasa
który staje się „modny” byłem
zły… że zabrał mi
„twarze” (sprawa do wyjaśnienia)

Piotr wie o co chodzi a nawet
o co się roz-chodzi…

Zaczęliśmy milczeć po milczeniu
Piotr opisał nam scenę
która „rozegrała się”
przed wielu laty
w paryskiej kawiarni
między Jarosławem Iwaszkiewiczem
i nieznajomą kobietą
która siedziała sama
przy stoliku i płakała
nikt się tym „zjawiskiem”
nie interesował
być może była to modna
kawiarnia egzystencjalistów
członków „ruchu oporu”(ho! ho!)
kolaborantów
kobieta płakała
nie ukrywała twarzy

Jarosław wstał
podszedł do kobiety
pochylił się nad nią
mówił coś szeptał do ucha
objął ramieniem mówił dalej

kobieta przestała płakać
otarła łzy wyszła

Jarosław wrócił na swoje miejsce
i powiedział (do Piotra)

„kiedy ktoś płacze
trzeba go czasem dotknąć
objąć”

Wypiliśmy po kieliszku
czerwonego wina

pamiętacie − odezwał się Ryszard
jak Nietzsche objął za szyję
dorożkarskiego konia
i zapłakał… to było w Trieście?

To było w Turynie
i było inaczej
woźnica bił konia po głowie
Nietzsche objął torturowane zwierzę
i zapłakał

wenige Augenblicke später

taumelte er von einem Gehirnschlag gerührt,
zu Boden

Nietzsche wiedział że koń
nie będzie mówił banałów
nie będzie pocieszał

nad-człowiek i filozof
szukał pociechy u konia
a nie u Platona
Ryszard: z czego się śmiejecie?
Nietzsche zwariował ale co się
stało z koniem?
ja wiem… konia
zjedli Włosi oni
zjadają polskie konie a nawet
skowronki (pisałem o tym w sztuce
Spaghetti i miecz) trzeba ich
Ewangelizować… wszystkich…
Moskwę… Rzym… Paryż…

mieliśmy rozmawiać o Bogu
przypomniałem
wiecie co odpowiedział Mickiewicz
francuskiemu pisarzowi
który zapraszał do swojego „Salonu”
na rozmowy o Bogu?

„o Bogu przy herbacie nie rozmawiam”

przecież to dużo mądrzejsze niż
powiedzenie Nietzschego „Bóg umarł”

albo Dostojewskiego „jeśli Boga nie ma
to wszystko wolno”

Hora est… powiedziała do nas Cisza

Levinasa oddam Ci jeszcze
przed odlotem z Warszawy

Bóg jest modny Modny jest też absolut
Boga zapraszają do telewizji
Bóg Levinasa Bóg Bubera
Bóg Hegla Pascala Blocha
Heideggera Rosenzweiga
występuje między Telenowelą argentyńską kawą i
herbatą

Levinas myśli że Boga można
odmieniać przez przypadki
zamienili teologię na gramatykę

Levinas!
Levinas o tym że musi umrzeć
dowiaduje się od Jankelevitscha
jeśli Bóg jest filozofia jest niepotrzebna
filozofia Heideggera i Rosenzweiga

Hora est… rozległo się milczenie
(dalszego ciągu nie będzie)

ale Piotr poruszył wodę
i zacytował Hegla szeptem
po niemiecku…

„es ist der Schmerz, der sich

als das harte Wort ausspricht

daß Gott gestorben ist“

 

Konstancin – Wrocław

styczeń – marzec 2004 roku

Możliwość komentowania została wyłączona.